Pogłebiając swoją wiedzę z zakresu potencjalnie najlepszego pierwszego motocykla, rozmawiałem z moim kolegą z pracy, właścicielem pięknego trójcylindrowca Triumphaa Triple Street.

Po paru minutach rozmowy okazło się, że to jest jego pierwszy motor a on sam jeździ dopiero od półtora roku. Gdy zapytałem, czy taki motor to nie za mocny egzemplarz jak na pierwsze dwa kółka, to odpowiedział, że nie, bo przecież na kursie jeździł na 650 (chyba któreś BMW) a ten jego Triuph jest lżejszy i odrobine słabszy. I chyba wtedy dotarło do mnie, jak bardzo kuleje system szkolenia w Polsce. Wiem, to jest "oczywista oczywistość" ale jednak, moje odkrycie było dla mnie szokujące. Tu w Holandii, w szkole jazdy uczy się na Hondach Hornet, CBR, czy innych wynalazkach o podobnej mocy. Na jazde przychodzi się w pełni umundurowany (buty, spodnie, kurtka, kask, rękawice). Wszystko do wypożyczenia przez lekcjami. Kursant po takiej szkole, nie zastanawia się który motor wybrać, żeby czasem nie okazał się za mocny, lecz skupia się na wygodzie i budżecie jaki może wydać na swoją nową pasje. W Polsce uczymy się do egzaminu, gdzie skupiając się na nauce trasy egzaminacyjnej, obrotach lewo-prawo, migaczach, zapominamy o ważnych elementach techniki jazdy. Nikt nam nie powie, żeby nie jedzić po białym czy studzienkach, bo na to poprostu nie ma czasu, gdyż egzaminator może nas oblać za brak migacza przy robieniu slalomu.